Jak to bywa w sesji, trzeba sobie wynajdywać jakieś zajęcia, byle się tylko nie uczyć. I tak oto, motywowana odległością od notatek, znalazłam się wczoraj o 22 w kuchni z zamiarem upieczenia imbirowych muffinów.
Przepis, jak to na muffiny, jest banalnie prosty:
Żałuję trochę, że nie posiadam takiej prawdziwej formy do muffinek, bo tak po prostu ułożone na blasze, zwyczajnie tracą swój okrągły kształt.
Niemniej, w smaku są całkiem niezłe i z tego co słyszałam od współlokatorek, to im również smakowały, więc orzekam że są całkiem niezłe.
Na koniec pokusiłam się na nieco karmelowej skorupki na wierzchu :). Zrobienie takiej polewy jest proste i szybkie: dwie łyżki masła, 3-4 łyżki mleka, pół szklanki cukru. Wszystko razem łączymy na patelni i jak zacznie wrzeć i zmieniać kolor na delikatnie beżowy jak poniżej, można wyłączyć gaz i cały czas mieszać. Ważne żeby od razu polewać muffiny, czy cokolwiek innego, inaczej zastygnie na kamień. A przy ponownym podgrzaniu bardzo łatwo jest przypalić.
Jednak pieczenie całkiem nieźle odpręża ;) Szczególnie w środku nocy :D