Dzień leniwca

Mamy 1 lutego. Środek sesji. Mam dzień wolny. W sobotę egzamin. Co zrobiłby na moim miejscu każdy rozsądny człowiek? Usiadł na siedzeniu i zaczął by się uczyć. Ale najwyraźniej do rozsądnych ludzi nie należę.
Dlatego też wybrałam się na spacer. Tiaaaa.... jasne. Zrobiły się z tego zakupy. Inna sprawa, że całkiem użyteczne.

Wsówki do włosów gubię notorycznie. Całymi setkami. Tak więc gdy okazało się, że pozostała mi już tylko jedna sprawna i jedna jakaś krzywa i rozgięta, uznałam, że nadszedł moment by uzupełnić ten brak. Kosztowały 1,20 zł za 10 szt. Także całkiem niedużo, a są naprawdę wygodne :).
Co do podkładu... Tak, wiem. Parę dni temu kupowałam już podkład. Tyle, że mimo najjaśniejszego odcienia w skali i faktu że używam wyłącznie białego pudru, okazał się za ciemny. Tak więc powędrował na Allegro, gdyby ktoś miał ochotę ;) (Adorosa)
Zdecydowałam się więc na podkład z Bell Multi Mineral Mat&Cover make-up. Wybrałam oczywiście najjaśniejszy odcień w skali czyli 1 Light Beige. Pierwsze wrażenie z pierwszego użycia: bardzo fajne krycie, nie powala, ale też na pewno nie rozczarowuje, co przy tej cenie (11 zł) jest sporą zaletą. Niestety, ten odcień też jest ciut za ciemny, jednak na pewno nie tak mocno jak Catrice Photo Finish 010 Sand Beige. Porównałam go z dotychczasowym Stay Matte z Miss Sporty (który kolor ma idealny, ale krycie dość żałosne) i chodzi mi po głowie pomysł pomieszania ich obu :). Zobaczę co z tego wyjdzie ^^
Podoba mi się też bardzo aplikator tego podkładu:
Przepraszam za jakość zdjęcia, aż mi przykro jak na nie patrzę ^^'
Dzięki takiemu patentowi nie grozi mi wylanie podkładu czy niekontrolowane wypłynięcie. Trzeba nacisnąć opakowanie, a ilość jaka się wydobywa zależy tylko ode mnie. Zdecydowany plus!
Podkład ma standardową objętość 30 ml.

Ostatnią błyskotkę ze zdjęcia dostałam jako darmową próbkę. Jest to tester błyszczyka Bell Light Colour Diamond nr 202. Oglądałam je dosłownie chwile wcześniej na półce.
Cieszy mnie przede wszystkim to, że jest on dość spory. Co prawda nie ma tu określonej objętości, ale jest niewiele mniejszy od błyszczyka Essence z serii Crystalliced (7 ml). A jeżeli chodzi o pierwsze wrażenie, bałam się dwóch rzeczy: że będzie klejący i że drobinki brokatu w nim będą przytłaczające. Mimo dość gęstej konsystencji nie klei się ani trochę. Za to ładnie wydobywa naturalny kolor ust. A drobinki? Oczywiście są widoczne. Jednak nie sprawiają tak krzykliwego wrażenia, o jakie je podejrzewałam. Mam zamiar trochę z niego pokorzystać i przetestować jak wypadnie na szmince.

Ostatnią rzeczą, która mnie cieszy z wszystkiego co dzisiaj upolowałam najbardziej jest... muffka:

Od razu się przyznam, że futrzasty kołnierz, który upolowałam w second-handzie za 5 zł stał się mufką dopiero dzisiejszego popołudnia gdy go odpowiednio pozwijałam i zszyłam. Teraz jeszcze tylko łańcuszek z Allegro i voila! :D

To nic, że powinnam się uczyć do egzaminu. To nic, że miałam nie jeść słodyczy. Ze wszystkim jeszcze zdążę: