Jak się wyspać?

Prowadzę bardzo intensywny i bogaty tryb życia, a tym na czym oszczędzam czas na rzecz ważniejszych w danej chwili problemów jest oczywiście sen. Dlatego wszelkie święta i wolne dni wykorzystuję na nadrabianie braków w tej dziedzinie. Tylko, że niekiedy organizm nie chce współpracować ;)

5 sposobów na pobudzenie wyobraźni

Wiele razy byłam pytana o to, skąd biorą się moje pomysły, jak to robię, co mnie inspiruje. W związku z tym, postanowiłam uporządkować swoje metody działania i przedstawię je  za pomocą pięciu przykładowych sposobów na pobudzenie wyobraźni i kreatywności :)

1. Wartościowy input


Źródło: Sylowi.pl / Vogue UK 2013, kolekcja Vivienne Westwood

Sezon burz

Bardzo chciałam po raz kolejny zagłębić się w świat Wiedźmina, więc wiadomość o nowej książce osadzonej w tej konwencji bardzo mnie ucieszyła. Jednak już od samego początku coś było nie tak.

Imbir

Mimo, że znany ludzkości od jakichś pięciu tysięcy lat, albo i dłużej, ja odkryłam go dopiero teraz. I tak sobie myślę, że zostanie ze mną pewnie na cały sezon jesienno-zimowy. Pewnie więcej niż jeden.

Nie cierpię ćwieków

Od mniej więcej dwóch lub trzech sezonów. Wpychane wszędzie, wszystkim, na wszystkim i pod każdą postacią. Zwykle bardzo tandetną.


Źródło: blog.deeze.pl

DIY: Futerkowy kołnierzyk

Futerko jest przyjemne. Miłe w dotyku, fajnie je pogłaskać i pomiziać. Wygląda efektownie, wręcz "na bogato". No i która kobieta nie marzy o futrze (najlepiej naturalnym) na zimę?


Blog. Piszę dużo, kreuję jeszcze więcej.

I póki co nie zarabiam. Nawet nie wiem czy kiedykolwiek będę.
Czytając drugą już książkę niejakiego Kominka, czyli bardziej rzeczywiście - Tomasza Tomczyka "Blog. Pisz, Kreuj, Zarabiaj" przeszłam wiele stadiów emocjonalnych. Od słomianego hurraoptymizmu, poprzez głęboki sceptycyzm do względnie zrównoważonej opinii.

Zimowa czerwień

Czerwona szminka jest czymś, co dodaje pewności siebie, seksapilu i jest synonimem klasyki. Ja dodatkowo uwielbiam ją za podkreślanie królewno-śnieżkowych cech mojej urody. Nie mogłam więc się powstrzymać przed kolejną.


Jesieni ciąg dalszy

Nieczęsto mam ochotę i w ogóle pozwalam sobie robić zdjęcia. Ale tak ładna i ciepła jesień nie zdarza się często, w związku z czym wielce się ucieszyłam z możliwości jej uwiecznienia. Ze mną przy okazji. Nie planuję zbyt wiele treści w tym poście. ;)

Żółty ser i włoskie orzechy

Po raz kolejny wracam do kuchennej instytucji jedynego słusznego połączenia smaków. Tym razem padło na żółty ser i orzechy włoskie. Dla mnie było to dość zaskakujące, jak doskonale podkreślają się nawzajem te smaki. Postanowiłam więc to dokładniej przetestować, w wersji obiadowej.

Historia opowiedziana na nowo

W ostatnią środę M. zrobił mi tę przyjemność i zabrał mnie do kina na najnowszy film w reżyserii Juliusza Machulskiego "Ambassada". I chociaż mam pewne zastrzeżenia, nie żałuję.

     Filmy z gatunku historical fiction kojarzą mi się raczej dobrze. A już na pewno jestem bardziej skłonna
oglądać takowe niż dokumentalne. Ambassada przy okazji jest komedią i nie odmówię jej wielu zabawnych scen. Jednak mam parę wątpliwości związanych z tym filmem. Zacznę od zalet dylematy zostawiając sobie na koniec.
     Miłym aspektem tego filmu jest, że niewiele w nim znanych twarzy. Głównie jest to zestaw nowych, mało "opatrzonych" twarzy, co powoduje, że reakcje bohaterów są trudniejsze do przewidzenia niż w przypadku tych znanych. Ich reakcje i emocje widziałam zbyt wiele razy by się ciągle w nie wczuwać.
     Co do humoru, jest w dużej mierze niezły, chociaż zdarzają się sceny, które budzą mój niesmak, jak np. korzystanie z toalety czy torturowanie kartką papieru. Niby śmieszne, ale dla mnie nie do końca.
Przejdę do problemów jakie mam z tym filmem. Przede wszystkim, brakuje mi puenty. Niby jest, niby akcja znajduje rozwiązanie, fabularnie wszystko ok. Ale trochę za szybko, za krótko, zbyt łatwo. Nie wierzę w emocje głównej bohaterki, która cały film jest twardą babką po to,

Usprawiedliwione smaki

Jesień ma tą zaletę, że w prosty sposób usprawiedliwia drobne pokusy, które nie przeszłyby latem. Wszelkie słodkości wydają się wtedy aż tak złe, a chłodna temperatura tłumaczy aromaty.

Dlatego też ostatnio moją obsesją stała się herbata malinowo-waniliowa dostępna w Rossmanie. Zwykle nie jestem fanką herbat owocowych, ale ta wyjątkowo mnie urzekła. Ma bardzo delikatny, ale wyraźny smak. Nie wyczuwam w niej sztucznych, chemicznych nut, które normalnie irytują mnie w tego typu napojach.



Powrót do przedszkola

Ciepła niedziela, niezbyt wiele do zrobienia i już się wałęsam jak bezpański pies po okolicy. I zbieractwo jakieś dziwne uprawiam. Ale nie mogłam się oprzeć! ;)



DIY: Segregatory

Nowy rok akademicki to nowy porządek rzeczy ;). Góra papierów obok drukarki aż się prosiła o jakieś kreatywne i praktyczne rozwiązanie z nutką estetyki. 

Stojaczek na bransoletki

Wzmożona produkcja bransoletek spowodowała, że trzeba je było jakoś uporządkować. Filiżanka była już za mała, a błyskotki zbyt ładne by ich nie eksponować - są bardzo dekoracyjne ;)



Porządne oczyszczanie

Cera problematyczna i kapryśna ma specjalne wymagania. Ciągle usiłuję im sprostać, więc wypróbowuję coraz to nowsze środki. Dzisiaj jeden z bardziej skutecznych ;)

Zwykle do zmywania makijażu i mycia twarzy używam mleczek. Jednak kiedy dostałam do wypróbowania żel Nivea Aqua Effect, bardzo się ucieszyłam, gdyż od dawna szukałam czegoś bardziej zdecydowanego w oczyszczaniu. I nie zawiodłam się ;)


Kolejne błyskotki

Kontynuując moją koralikowo-błyszcząca sagę, nie mogłam oprzeć się przed pokusą pokazania tu kolejnych trzech bransoletek, które wyprodukowałam.

Nie ma sensu się specjalnie nad nimi rozwodzić - lepiej obejrzeć ;)



W luźniejszym wydaniu

Mam trochę czasu i mnóstwo pomysłów, więc wcielam je w życie. Dzisiaj koszulek ciąg dalszy. Tak sobie wczoraj siedziałam, oglądałam serial i tuningowałam ciuszek.

Taka bluzeczka w szarym kolorze, z kołnierzem obszytym perełkami marzyła mi się już naprawdę długo. W końcu znalazłam tę idealną koszulkę w lumpie - luźniejszy fason, ładnie wykończone rękawki, dobrej jakości materiał. 


Czwartkowe popołunie

Nie zawsze mam wenę na od początku do końca przemyślany wpis, za to z czasem zbierają mi się drobiazgi, o których pojedynczego wpisu robić nie warto. No i się nazbierało.

Rzeczą, do której chciałam zaprosić to kameralne grono moich czytelników jest Bloglovin. Oczywiście jestem sto lat za murzynami, więc dopiero teraz się zainteresowałam. A narzędzie do przeglądania blogów jest bardzo ciekawe. Z Googlereadera nigdy nie korzystałam, był dla mnie niewygodny. Ale ta przeglądarka blogów przypadła mi do gustu. Podobnie jak wtyczka do GoogleChrome - bardzo użyteczne. Polecam więc Bloglovin i serdecznie zapraszam do śledzenia mnie tam (można się tam przenieść również za pomocą przycisku po prawej stronie).

Cupcake czy muffin?

Po raz kolejny snuję rozważania cukiernicze. A wszystko przez moje łakomstwo i miłość do smaku czekoladowego. 

Opróżnione: latem 2013

Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że jestem za oszczędna i zużywam produkty zdecydowanie za wolno w stosunku do tego jak powinnam. Ale uzbierało mi się na szczęście w ostatnim czasie kilka opakowań ;)

Koktajl truskawkowy

Zawsze mam ze sobą coś do ust. W kieszeni, torebce, na biurku. Ciągle je smaruję czymś i się nad nimi pastwię. Głównie dlatego, że bardzo lubię ten element swojej twarzy i szczególnie zależy mi na tym, żeby zawsze dobrze wyglądał.

Niestety, ta pułapka sprawia, że ciągle kuszą mnie wszelkiego rodzaju produkty do ust. Tym razem, zachęcona dobrymi opiniami RedLipsticMonster, skusiłam się na błyszczyk z Essence z serii Stay with me, w odcieniu o wiele mówiącej nazwie '02 My favourite milkshake'.


Wiszące błyskotki

Błyskotek ciąg dalszy. Tym razem te zwisające, żyjące w zgodzie z grawitacją. Brakowało mi jakichś nowych zawieszek, więc stworzyłam sobie dwie nowe :)

Ostatnio spodobały mi się zawieszki wieloelementowe. Jednocześnie nazbierało mi się trochę interesujących elementów biżuterii, które do niczego nie pasowały, ale same w sobie były bardzo ładne. Postanowiłam je wymieszać, dodać trochę łańcuszka i voila! :)




Adorosa radzi ;)

Wybierając kierunek studiów, nastawiałam się głównie na jego użyteczność. Dlatego staram się jak najczęściej używać swojej wiedzy w praktyce. Przy okazji, daje mi satysfakcję możliwość doradzenia komuś w trudnej sprawie.


Nowości z LdB

Przybyła do mnie zza Bałtyku kolejna dostawa kosmetyków pielęgnacyjnych szwedzkiej firmy Lait de Beaute. I przyznaję, że po raz kolejny jestem zachwycona tym faktem.

W ciągu roku od ostatniej dostawy, zużyłam wspólnie z mamą niemalże wszystko. I powoli zaczynało mi się robić smutno na myśl o tym, że szybko się skończą moje ulubione balsamy i kulki. Ale zostałam mile zaskoczona kolejnymi produktami.



Uwielbiam dezodoranty w kulce tej firmy. Są niesamowicie delikatne i nigdy mnie nie podrażniły. I przepięknie pachną. Ten akurat pachnie pięknie kwiatowo, jaśminowo jak nazwa wskazuje ;).



W tym balsamie zakochałam się od pierwszego niucha. Pachnie przepięknie owocami, głównie mango. Ma dość lekką konsystencję i całkiem niezły skład. Nie jest wolny od konserwantów i stabilizatorów, ale oleje roślinne występują już od trzeciego miejsca w składzie. Najbardziej zaskoczył mnie olej rzepakowy, ale jako że balsam świetnie nawilża - najwyraźniej się sprawdza :).


Z ostatnim prezentem jeszcze się bliżej nie zapoznałam, ale zapach ma bardzo energetyzujący. Skład jest dość krótki, ale nie powala. Natomiast nie boję się stosowania go, ponieważ nigdy żaden produkt tej firmy nie zrobił mi krzywdy. I jak tylko się z nim zapoznam, dam znać ;).

Przyznaję, że mam słabość do szwedzkich produktów, a ich dobre działanie tylko wzmaga moją sympatię. Produkty LdB rzekomo mają się pojawić w Polsce. Jak dotąd nigdzie ich nie widziałam, ale byłoby miło gdyby zaszły zmiany w tym względzie ;)

Kremowy dmuchawiec

Koszulek nigdy za wiele. Ostatnio zanotowałam w szafie deficyt krótkich rękawków i postanowiłam to nadrobić. Kreatywnie i niskim kosztem. Dzisiaj prezentuję pierwszą z nich ;)

Wybór padł na dmuchawca. Zobaczyłam taki motyw w paru miejscach i niesamowicie mi się spodobał! Co ciekawe, dzisiaj szukając przykładów, znalazłam niemal identyczną koszulkę na jednej ze stron. Wcześniej jej nie widziałam, więc jakkolwiek mało prawdopodobnie to wygląda - tak się złożyło ;)



Kupiłam w pierwszym lepszym lumpeksie ładnie skrojoną, granatową koszulkę z dobrej jakości materiału. Kosztowała mnie chyba 1 zł z tego co pamiętam. A potem zajrzałam do pasmanterii po mulinę. Wyrysowałam wszystko kredą i wyhaftowałam w ciągu dwóch odcinków serialu ;)


Myślę że efekty są całkiem ładne i będzie się dobrze nosić. No i zaoszczędziłam coś koło 50 zł. Nakład pracy też nie był jakiś monstrualny, a mam oryginalną koszulkę. Lubię takie proste, szybkie, ekonomiczne i efektowne rozwiązania ;)



Błyszczy i cieszy

Bez błyskotek żyć nie potrafię. Tak samo jak bez robienia błyskotek. Dlatego też nie mogło być inaczej i mając dużo czasu zabrałam się za kolejne ;)

W tym roku popularne stało się skrzyżowanie bransoletek koralikowych z charmsami. Jako, że oba te trendy biżuteryjne lubiłam, ich połączenie również przypadło mi do gustu. Funkcjonują pod różnymi nazwami. Sklep E-ribbon ma serię MeLikeU, Goti również ma je w swojej ofercie. Jednak, tworzone z prawdziwych kamieni, są dość drogie. Koszt jednej waha się od 20-40 zł. Zdecydowanie nie moje klimaty cenowe ;). Dlatego postanowiłam zrobić sobie ich kilka sama ^^.


Użyłam koralików szklanych i zwykłej żyłki jubilerskiej. Polecam też zainwestować w specjalne moduły do podwieszania zawieszek. Wygląda to dużo bardziej estetycznie niż ogniwko na żyłce między koralikami. No i koszta zdecydowanie mniejsze, gdyż kupując na Allegro zwykle za przesyłkę płaci się raz, a bywa, że 50 szt. koralików kosztuje 1 zł. Wystarczy nieco poszukać. 


Kolorystyka moja, czyli dość uniwersalna. Wszystko zachowane w kolorach szarych, bieli, czerni i błękitach. Podejście praktyczne - do wszystkiego będą pasowały. I pasują zarówno na co dzień jak i na jakąś bardziej specjalną okazję.


Dość słodkie i dziewczęce, ale takie właśnie podobają mi się najbardziej :)

Koral i mięta

Zawsze bardzo zwracałam uwagę na kolory w swoim otoczeniu. Nie lubię przedmiotów w kolorach przypadkowych, co do których nie miałam możliwości wyboru. Nawet wybierając szczoteczkę do zębów w drogerii, szukam tak długo aż znajdę odpowiadający mi kolor. Barwy mają dla mnie znaczenie ;)

Dlatego też tak bardzo się ucieszyłam kiedy w końcu znalazłam lakier w przyzwoitej cenie, który zaspokoił mój głód na koralową kolorówkę. 


Lakiery Rimmel 60 Seconds były co prawda popularne zeszłego lata, ale wtedy nie znalazłam wśród nich nic interesującego. Będąc w drogerii zobaczyłam ten piękny odcień o dużo mówiącej nazwie Coralicious (nr 430) i przepadłam. A jako, że cena nie była skandalicznie wysoka, powędrował ze mną do domu. Uwielbiam szeroki pędzelek, dzięki któremu łatwo mi nanieść lakier. Wysycha rzeczywiście bardzo szybko. Niestety, bez topcoatu jest bardzo nietrwały. Ale jestem mu to w stanie wybaczyć ;).

Ostatnio sporo przebywam w domu, a więc i sporo sprzątam. Nadrabiam różne zaległości, szorując miejsca, które na co dzień nie przyciągają uwagi. I zawsze, ale to zawsze, robię to w rękawicach.


Ucieszyłam się więc bardzo, kiedy w Lidlu wypatrzyłam te miętowe. Bo też dlaczego nie wyglądać dobrze w czasie sprzątania :P? Dwie pary kosztowały ok. 3 zł. Nie są co prawda najlepszej jakości i szybko się odbarwiają, ale ponownie - kolor powoduje, że mogę im to wybaczyć ;).

Toniki Ziaji

Nie jestem jakąś wielką fanką tonizowania skóry, ale doceniam ten typ kosmetyków jako doskonałe do przecierania twarzy rano czy używania jako rozpuszczalnika dla cieni na mokro. Mam też względem nich proste wymagania.

Interesują mnie toniki o prostym, naturalnym składzie i niskiej cenie. W moje potrzeby idealnie wpasowują się toniki z Ziaji. Koszt buteleczki wielkości 400 ml wynosi ok 6-7 zł. 



Mają całkiem niezłe składy, jak na drogeryjne wytwory. Oczywiście nie uniknie się PEGów i substancji aromatyzujących, ale jest ich stosunkowo mało i występują pod koniec składu. Natomiast zwykle na 2-3 miejscu znajduje się wyciąg z rośliny będącej głównym bohaterem toniku. Nie wysuszają skóry i doskonale nadają się do robienia kresek cieniami na mokro.

Myślę, że za te pieniądze to doskonały produkt. Ciekawią mnie jeszcze toniki z serii Ziaja Sopot i jaśminowej. Może się kiedyś skuszę ;)

Wytrawny arbuz

Nie jestem specjalną fanką mieszania deseru z przystawką. Zwykle unikam połączeń dań wytrawnych ze zbyt słodkimi produktami. Jednak są pewne wyjątki jak dynia w occie na słodko czy hawajska pizza. A teraz mam kolejny powód do łamania mojej niepisanej zasady.

Od jakiegoś czasu namiętnie oglądam kanał Kocham Gotować. Kiedyś bardzo nie lubiłam twórcy, teraz jakoś polubiłam. I tam znalazłam inspirację do mojego eksperymentu, konkretnie tu.


Uwielbiam to połączenie - soczysty, słodki arbuz i słony ser. Do tego oliwki, nieco fasolki i było cudownie. Oczywiście jest to moja wersja, nieco zmodyfikowana. Między innymi odpuściłam sobie oliwę z oliwek. Na takie szybkie drugie śniadanie jak znalazł. A że teraz sezon na arbuzy, to wyjątkowo przyjemnie się je wcina.


Tak przy okazji, polecam produkty mleczne Pilos dostępne w Lidlu. Mają niesamowite składy! Żadnych konserwantów, ulepszaczy i innych świństw. I smakują świetnie. Powyższy serek to taki sałatkowy typu greckiego inaczej typu feta. Dość miękki, kruszy się i jest mocno słony. Bardzo lubię ten typ sera i niezwykle często używam. Pasuje mi do wielu okazji.


Mnóstwo kolorów, smaków i miłe zaskoczenie :)

Puder bambusowy

Jako posiadaczka cery mieszanej, nieustannie borykam się z 'lśnieniem' w strefie 'T'. Nieustannie bawię się pudrami, zmieniam je i testuję. A tu mam kolejny, interesujący produkt.

Mowa o pudrze bambusowym. Przede wszystkim, do zakupu skłoniły mnie pozytywne recenzje i genialny skład - w 100% naturalny ;). Przystępna cena, czyli 9,90 zł za 10g (tutaj), również nie odstrasza. Wbrew pozorom, wychodzi tego spore pudełeczko, bo jak to puder - jest lekki. Kupiłam go razem ze współlokatorką i odsypałam połowę.



Z czego dokładnie powstaje?

"Ponad 90% pudru stanowi zmikronizowana krzemionka, która optycznie wygładza skórę, dając wrażenie wypoczętej, z idealną poświatą. (...) Puder bambusowy otrzymywany jest ze specjalnego gatunku bambusa porastającego lesiste wzgórza Indii. Drzewo bambusowe jest najszybciej rosnącą rośliną na świecie osiągającą wysokość aż do 35-40 metrów. Puder otrzymywany jest z rdzenia łodyg tego drzewa, bardzo bogatych w krzem. Po odpowiednim zmikronizowaniu otrzymujemy pyłek, którego wielkość cząstki wynosi do 5 mikronów."

Według mnie sprawdza się nieźle :). Na pewno nie powoduje podrażnień ani nie zapycha. Dyskutowałabym z deklarowaną przez producenta trwałością, ale wobec jego zalet, jestem w stanie to przeżyć ;). Wytrzymuje spokojnie 6-8h. Daje bardzo ładny, naturalny efekt na twarzy. Cudownie rozprowadzają się na nim róże, można je niesamowicie zblendować.



Przechowywany w pudełeczku po pudrze Inglota, zaczął się nieco kuleczkować, co nie przeszkadza w aplikacji, ponieważ pod wpływem pędzla wraca do swojej zwykłej, sypkiej formy. Nakładam go swoim nabytkiem z Joursny (rzut oka). Jest niezwykle wydajny. Moje 5g służy mi już od początków czerwca i na moje oko, do końca listopada dam sobie spokój z kupowaniem pudrów ;)

Generalnie rzecz biorąc jestem z niego zadowolona i jeżeli nic mnie mocniej nie zainteresuje, pewnie skuszę się na kolejne opakowanie :)

Czyszczenie srebra

Mam sporo srebrnej biżuterii i moja kolekcja rośnie, szczególnie odkąd dała o sobie znać moja alergia która nie pozwala mi na noszenie nieszlachetnych metali. A jak wiadomo - srebro śniedzieje. Dlatego powróciłam do babcinego sposobu na czyszczenie srebra.

Sposób jest tani, ekologiczny, szybki i przede wszystkim - bardzo prosty. Chodzi mi o czyszczenie srebra popiołem drzewnym. Zawiera on substancje zwane ługami czyli po prostu zasady (w znaczeniu chemicznym ;), które ścierają szary nalot ze srebra. Jak uzyskać taki popiół? Ja go po prostu wyciągam z domowego kominka :). Ale równie dobrze może to być popiół papierosowy (osobiście nie skorzystałabym - nie cierpię tego zapachu) lub po prostu spalona kartka np. ze starą listą zakupów, stare rachunki itp. 


Według mnie, najwygodniej taki popiół zmieszać w proporcji 4 łyżek popiołu na 1 łyżkę zwykłej wody z kranu, tworząc rodzaj pasty, takiej jak na powyższym zdjęciu. Opcjonalnie można użyć soku z cytryny. Oprócz tego, potrzebna będzie szmatka, najlepiej bawełniana i oczywiście zaśniedziałe srebro.


Odrobina pasty na szmatkę i pocieramy. Kiedy srebro pojaśnieje, wystarczy opłukać przedmiot w letniej wodzie i wysuszyć. Zaletą tego sposobu jest, że nie trzeba srebra polerować żeby pięknie wyglądało :).


Korzystam z tego sposobu często i przez to większość mojego srebra jest czysta. Niestety, nie miałam nic z większych przedmiotów żeby pokazać działanie tego sposobu, ale mam nadzieje, że powyższe porównanie typu "przed i po" jest dość czytelne :). Z tego sposobu równie dobrze można korzystać przy czyszczeniu naczyń czy sztućców, chociażby posrebrzanych. 

Lubię takie proste, tanie i szybkie sposoby :)

Naszyjnik igiełkowy

Moja obecna, wakacyjna praca biurowa powoduje, że jestem zmuszona nosić często koszule. I tak mi się do nich zachciało jakichś krótkich naszyjników - uważam, że to ładnie wygląda. Przypadkiem trafiłam na interesujący pomysł i tak oto powstała moja nowa błyskotka.

Jego wygląd kojarzy mi się trochę z gałązką drzewa czy krzewu iglastego. Myślę, że wygląda dość interesująco i szczerze mówiąc - wcześniej takiego nie widziałam.



Sposób jest bardzo prosty i serdecznie polecam rzucić okiem tutaj. Powstał bardzo szybko i sprawnie. Poza tym, jest to dobry pomysł wyjściowy na stworzenie bardziej skomplikowanych konstrukcji. A potrzeba do tego niewiele:



Moim skromnym zdaniem prezentuje się całkiem ładnie ;)

Pędzle Joursna

Ostatnio odkrywam uroki tanich chińskich wyrobów, które całymi tonami pokrywają e-bay.com. Czuję się tam trochę jak w stacjonarnym chińskim sklepie - mnóstwo śmieci, ale jak dobrze poszperać, można odnaleźć prawdziwe perełki ;)

Tym razem trafiłam na interesujący obiekt z polecenia. Po obejrzeniu filmu Baby Jane Hudson zainteresowałam się chińskimi odpowiednikami pędzli Real Techniques o nazwie Joursna. Na oryginalne pędzle byłoby mi szkoda, ale cena tych chińskich była całkiem do przyjęcia. Więc wybrałam, wpłaciłam i poczekałam dwa tygodnie. Przyszła do mnie bąbelkowa koperta a w niej takie urocze zawiniątko:


A w tym ładnym woreczku, pędzel do pudru:




Kupiłam go za ok. 8 zł. Włosie ma bardzo miękkie i bardzo przyjemnie się nim pracuje. Ładnie wtapia się nim puder w twarz. W tej serii są jedynie pędzle do twarzy. Ja potrzebowałam tylko takiego do pudru i sprawdza się bardzo dobrze :)

Ja to jednak pozostanę na zawsze maniaczką china-shopów i second-handów :D