Puder bambusowy

Jako posiadaczka cery mieszanej, nieustannie borykam się z 'lśnieniem' w strefie 'T'. Nieustannie bawię się pudrami, zmieniam je i testuję. A tu mam kolejny, interesujący produkt.

Mowa o pudrze bambusowym. Przede wszystkim, do zakupu skłoniły mnie pozytywne recenzje i genialny skład - w 100% naturalny ;). Przystępna cena, czyli 9,90 zł za 10g (tutaj), również nie odstrasza. Wbrew pozorom, wychodzi tego spore pudełeczko, bo jak to puder - jest lekki. Kupiłam go razem ze współlokatorką i odsypałam połowę.



Z czego dokładnie powstaje?

"Ponad 90% pudru stanowi zmikronizowana krzemionka, która optycznie wygładza skórę, dając wrażenie wypoczętej, z idealną poświatą. (...) Puder bambusowy otrzymywany jest ze specjalnego gatunku bambusa porastającego lesiste wzgórza Indii. Drzewo bambusowe jest najszybciej rosnącą rośliną na świecie osiągającą wysokość aż do 35-40 metrów. Puder otrzymywany jest z rdzenia łodyg tego drzewa, bardzo bogatych w krzem. Po odpowiednim zmikronizowaniu otrzymujemy pyłek, którego wielkość cząstki wynosi do 5 mikronów."

Według mnie sprawdza się nieźle :). Na pewno nie powoduje podrażnień ani nie zapycha. Dyskutowałabym z deklarowaną przez producenta trwałością, ale wobec jego zalet, jestem w stanie to przeżyć ;). Wytrzymuje spokojnie 6-8h. Daje bardzo ładny, naturalny efekt na twarzy. Cudownie rozprowadzają się na nim róże, można je niesamowicie zblendować.



Przechowywany w pudełeczku po pudrze Inglota, zaczął się nieco kuleczkować, co nie przeszkadza w aplikacji, ponieważ pod wpływem pędzla wraca do swojej zwykłej, sypkiej formy. Nakładam go swoim nabytkiem z Joursny (rzut oka). Jest niezwykle wydajny. Moje 5g służy mi już od początków czerwca i na moje oko, do końca listopada dam sobie spokój z kupowaniem pudrów ;)

Generalnie rzecz biorąc jestem z niego zadowolona i jeżeli nic mnie mocniej nie zainteresuje, pewnie skuszę się na kolejne opakowanie :)