Drugie życie swetra

Leżał sobie w szafie, nie taki znowu stary ale nieużywany. Jakoś, mimo że na początku bardzo go lubiłam, z czasem przestał się sprawdzać. Przeleżał trochę czasu i okazało się, że może być bardzo użyteczny ;)

Mowa oczywiście o sweterku. Ten konkretny był marki F&F. Bardzo ładny kolor, miękki ale niestety sztuczny materiał, który sprawiał, że nie byłam w stanie go nosić. Po prostu czułam się jak w worku foliowym. Co więcej, kiedy go zakładałam na koszulę czy inną bluzkę, było mi za gorąco.

Tak sobie na niego patrząc uznałam, że doskonale nada się na przeróbkę. Na pierwszy ogień poszedł rękaw. Bardzo podobają mi się ocieplacze na kubki, tyle że nigdy nie miałam cierpliwości do robienia na drutach. Dlatego poszłam na skróty, tworząc sobie taki sweterek na kubek z mankietu ze ściągaczem :). Trochę wycinania, jeden guzik i gotowe!


Natomiast dół swetra, zamienił się w ciepłą, zimową spódniczkę, która noszona na leginsach czy rajstopach nie powoduje już efektu zakucia w sztuczne tworzywo. Jest miękka, elastyczna i wystarczyło odciąć ją od swetra zaraz pod rękawami i wszyć gumkę, żeby nie zjeżdżała niekontrolowanie w dół. W moim wypadku ma też tą zaletę, że nie jest czarna. Jakoś tak ostatnio wyszło, że wszystkie spódnice mam czarne...


Czas by chyba było się wreszcie zaopatrzyć w jakąś porządną lampę, bo mój tryb życia który przewiduje wychodzenie z domu jak jeszcze jest ciemno i powrót długo po tym jak zapada zmrok, uniemożliwia mi robienie zdjęć, a przez to blogowanie. Dzięki sobocie mogłam wreszcie coś zdziałać :)


Radź sobie sama: Cena


Problem pewnie nie na tak wielką skalę, ale jednak zdarza się: idziesz do sklepu i na półce towar ma jedną cenę, a w kasie okazuje się, że cena jest wyższa.

Dlatego uważam, że warto wiedzieć, że prawo chroni w takich sytuacjach klienta. Ponieważ zgodnie z art. 543 Kodeksu cywilnego „Wystawienie rzeczy w miejscu sprzedaży na widok publiczny z oznaczeniem ceny uważa się za ofertę sprzedaży”. Oznacza to, że sprzedawca ma obowiązek sprzedać towar po takiej cenie, pod jaką był wystawiony na półce.

Będąc kiedyś w Rossmanie niedługo po otwarciu, dorwałam jeden z kosmetyków na których mi zależało w promocyjnej cenie. Bardzo się ucieszyłam i popędziłam do kasy. Pani zeskanowała kod kreskowy i okazało się, że cena jest wyższa. Dość mocno zdziwiona natychmiast zakomunikowałam to Pani kasjerce, która poszła sprawdzić cenę na półce. Po powrocie przeprosiła mnie i nabiła niższą cenę.
Przyznaję, że wtedy myślałam, że zrobiła mi grzeczność swego rodzaju. Dopiero później dowiedziałam się, że miała taki obowiązek.

Innym razem udało mi się wynegocjować w spożywczaku niższą cenę lodów, w podobnej sytuacji. I wszelkie tłumaczenia, że nikt nie zdążył zmienić ceny na półce nic tu nie zmieniają. Towar z oznaczeniem ceny jest informacją dla klienta, która wiąże sprzedawcę więc w jego interesie jest dbać o prawidłowe oznaczenie. Klient nie powinien się tym przejmować.

Podobnie np. w przypadku zabiegów u kosmetyczki. Mam prawo do z góry ustalonej ceny za zabieg i prawo do pytania o to oraz rezygnacji z zabiegu. Więc nie opłaca się milczeć i wstydzić. Bo być może sprzedawca popełnił korzystny dla klienta błąd, bądź chce naciągnąć czy oszukać.

Ciepło w łapki

Powoli zaczyna się robić naprawdę zimno, a ja jako fanka sezonu jesienno-zimowego czuję się w tej aurze cudownie. Jednak nikt nie lubi jak marzną mu łapki. Postanowiłam coś na to poradzić i jednocześnie uzupełnić braki w mojej zimowej garderobie.


Przede wszystkim: rękawiczki! Zwykłe, czarne, akrylowe zakupione w jakimś supermarkecie za 1,99 zł. Jednak nie przeżyłabym gdyby pozostały takie zwykłe i musiałam im dodać coś od siebie. Wystarczył kawałek bawełnianej koronki żebym poczuła się z nimi dużo lepiej. I tak oto mamy motyw a'la lata 80te ;)


Ale kiedy nadejdą prawdziwe, porządne mrozy, same rękawiczki nie wystarczą. Na tą ewentualność przygotowałam sobie futrzaka. A mianowicie mufkę. W sklepach jest nie do dostania, zdarzają się takowe na Allegro, ale w cenach, które mnie osobiście odstraszają. Dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy dostałam w prezencie trochę białego, syntetycznego futerka :)
Wystarczyło do tego dodać kawałek materiału na podszewkę, aksamitkę w roli sznureczka na szyję i kilkadziesiąt minut pracy. Wybrałam specjalnie biały kolor, żeby kontrastował z czarną kurtką i pasował do motyli.


Mam więc wreszcie swojego wymarzonego futrzaka i teraz żadna minusowa temperatura mi nie straszna.

A to Peszek


Dowiedziałam się o tym, że ten album się pojawił oglądając Kubę Wojewódzkiego. No i po takiej reklamie nie byłam w stanie podarować sobie tej płyty. Ale odsłuchanie jej odłożyłam w czasie. Jakoś nie było kiedy. Aż do sobotniego popołudnia ;) Mam wrażenie, że to dziwnie pasujący temat na 11 listopada.

Wbrew pozorom, dla mnie ta płyta to przejaw ogromnej siły wewnętrznej Marii Peszek. Bo trzeba mieć w sobie niesamowitą moc żeby napisać takie teksty, podpisać się pod nimi i opatrzyć je w mediach swoim wyznaniem. Nie będę się skupiała na tym, co się działo w mediach. Uważam wszelkie ataki na autorkę za jakąś straszliwą bzdurę, zwykłą polską zawiść i jedną wielką pomyłkę.

Co do samej treści: nie znalazłam tu żadnego słabego punktu. Nie ma piosenki, która by mi się nie podobała, ba! Z którą nie zgodziłabym się z całego serca. Prawdę mówiąc, po przesłuchaniu, miałam wrażenie, że wzięłam taki wielki, głęboki oddech ulgi. Bo to nie jest tylko tak, że ja jestem jakaś inna. Tak więc Maria Peszek spełniła swoje najważniejsze zadanie - stworzyła coś, z czym można się utożsamić.

Ale do rzeczy, bo bredzę póki co ogólnikami. "Ludzie psy" od razu wylądowało na mojej MP3ce. Mogłabym tego słuchać na okrągło i po prostu "robić dym". Wezwania do buntu zawsze były dla mnie urokliwe i tym razem nie było inaczej. Dawka ironii jest po prostu urzekająca. Do tego bardzo interesująca koncepcja fusion jeżeli chodzi o muzyczne tło. Absolutnie kupuję ten styl, w którym wiolonczela spotyka się z elektroniką.


Mocną dawką emocji jest dla mnie "Amy" w bezpośredni sposób odnosząca się od śmierci Amy Winehouse. Nie polecam ludziom o słabych nerwach i bujnej wyobraźni. Chapeaux bas za "Pan nie prowadzi mnie". Bo w tym kraju trzeba mieć sporo odwagi żeby głośno powiedzieć, że nie ma się ochoty na słuchanie kazań i stosowanie się do zasad, które wcale niekoniecznie muszą być takie doskonałe. Okazuje się, że można żyć, być w porządku wobec siebie i innych a wcale niekoniecznie podążać za ciągle tymi samymi naukami. Dawanie na tacę to nie wszystko.

"Sorry Polsko" jest dla mnie chyba najcenniejsze. Po latach wprasowywania przez szkołę i wszystkie 'autorytety' patriotyzmu opartego na bezsensownym i bezwarunkowym poświęcaniu absolutnie wszystkiego, absolutnie mdli mnie na wszelkie flagowo-historyczne (histeryczne?) zrywy. I wcale nie czuję się gorsza uważając, że wyniszczanie się dla idei jest bezsensowne.

Łamanie stereotypu Matki-Polki jest chyba co najmniej tak kontrowersyjne jak sprzeciwianie się wszechogarniającej, duszącej polityce Kościoła. Kobieta z założenia ma chcieć dzieci i tyle. Nie ma od tego dowołania, a jeżeli deklaruje coś innego, należy ją leczyć. Tak więc "Nie wiem czy chcę" to jest dopiero rewolucja. A jedyny aspekt zdrowia psychicznego o jaki się martwię w przypadku Marii Peszek to jej skłonność do ryzykowania własnym życiem dla swoich przekonań. Z każdą piosenką na tej płycie naraża się coraz bardziej.

Tak de facto, wszystko podsumowała w "Szarej fladze". Bardzie wprost chyba się już nie dało. I może tylko do tego miałabym zastrzeżenia. Z drugiej jednak stronę, do niektórych dotrzeć inaczej jak bezpośrednio się nie da.

Filcem

Ostatnimi czasy w moim domu pojawiło się sporo filcu, co jest związane z pomysłami moich rodziców. A ja przy okazji zaczęłam mu się przyglądać i nad nim zastanawiać i chyba się nawet do niego trochę przekonałam. Przełamałam swoje wcześniejsze, nieco sceptyczne nastawienie i oto efekty ;)


Najbardziej urzekł mnie właśnie ten gruby filc techniczny. Podoba mi się jego faktura i niejednolity kolor oraz oczywiście kontrast jaki tworzy ze wszelkimi świecidełkami :). Do tego agrafka i można już wrzucić na sweterek.


Tak już mam że na płaszczu czy kurtce lubię mieć jakiś ozdobny element. Na swoim wcześniejszym wdzianku zimowym mam mieniącą się jaszczurkę. Tym razem stwierdziłam, że takie motyle, które przysiadły na kurtce mają ten walor że są przestrzenne. I zwykły biały filc nadał się do tego idealnie. Myślę, że dają ciekawy efekt, a biorąc pod uwagę, że zwykle mam wszystko w kolorach szarym i czarnym, przyciągają na tym tle uwagę.

Żadna z powyższych rzeczy nie była trudna w wykonaniu - ot wycinanie i przyszywanie. Prosta metoda, interesujący efekt. I w zasadzie niedrogi, bo arkusz filcu nie kosztuje wiele i jest dostępny w wielu pasmanteriach, czasem sklepach papierniczych i oczywiście na Allegro. Chyba jeszcze nie skończyłam z filcem.

Mały floral

Po raz pierwszy od dłuższego czasu pozwoliłam sobie na trochę luźniejszy dzień, ale nie byłabym sobą, gdyby to nie oznaczało kilku nowych drobiazgów. A jak wiadomo - nowe cieszy bardziej ;). Dlatego prócz dzisiejszego wpisu, może się w najbliższym czasie pojawić jeszcze kilka tego typu.

Co prawda prezentowaną poniżej błyskotką Ameryki nie odkryłam i jakaś zaawansowana rzemieślniczo to ona nie jest. Ale myślę, że jest w niej pewien urok.


Zapięcie do tej bransoletki kupiłam już naprawdę bardzo dawno temu. Ciągle odkładałam wykorzystanie go, bo żaden z pomysłów nie wydawał mi się dość dobry. Na naszyjnik się nie nadawał, bo przecież będzie niewidoczne, godna bransoletka jakoś też się nie nawinęła.
W końcu stwierdziłam, że jest samo w sobie na tyle ozdobne, że po prostu zrobię z niego główny element. I dołożyłam trzy łańcuszki. Wyszło lekko ascetycznie, dość delikatnie i nieco floralowo. No nie zaprzeczę, że lubię rzeczy w podobnym stylu. A zapięcie znalazłam na allegro i z tego co pamiętam kosztowało jakieś śmieszne grosze, najwyżej 3-4 zł. Jedyne co mnie trochę martwi, to czy nie zacznie mnie uczulać, bo na pewno nie jest to żaden szlachetny metal. Ale na razie się nie przejmuję - będzie problem, to znajdzie się i rozwiązanie.


Ja tu sobie kombinuję i wymyślam, a mój futrzak smacznie śpi obok :) Obecnie jest taki jak go uwielbiam! Nabrał masy, ma cudowne, gęste futro i wreszcie można się do niego przytulić, bo grzecznie siedzi w domu, a nie biega gdzieś nie wiadomo za czym ;)


W Toruniu strasznie tęsknię za Normanem i żałuję, że nie bardzo mogę sobie pozwolić na trzymanie kociaka w mieszkaniu. Na szczęście zawsze mogę się przytulić do futrzaka w domu ;)