Kwiatki we włosach

Denerwuje mnie, że za wszelkie ozdoby do włosów muszę zapłacić 3-4 zł od sztuki. Niby niewiele, ale jeżeli rozważyć większą ilość to robią się spore sumki. Ja natomiast takowymi nie dysponuję ;)
Dlatego postanowiłam sama zająć się rozwiązaniem problemu ^^



Polecam zerknąć na strony typu stylowi.pl czy pinspire.pl gdzie można znaleźć mnóstwo obrazkowych tutoriali z prostymi metodami na zrobienie takich kokardek, kwiatków i tym podobnych ;). Naprawdę prostymi środkami typu wstążki, guziki i koraliki z nieużywanej bransoletki można wyczarować parę fajnych ozdóbek. Wystarczy igła, nitka, wsówka i nieco fantazji ;)

Poniżej kilka przykładowych instruktarzy:

  



Szwedzkie zapasy

Od paru lat kocham się ze wzajemnością w szwedzkiej marce kosmetycznej LdB. Mimo że nie są to kosmetyki w 100% naturalne, nigdy mnie nie zawiodły! Nie spowodowały ani uczulenia, ani żadnych innych podrażnień. Dlatego bardzo się ucieszyłam gdy z wizytą znajomych przyjechała spora dostawa ;)


Marka jest dostępna jedynie w Szwecji. Z tego co wiem, zdarza się, że w Polskich sklepach internetowych znajdzie się coś tej firmy ;). Generalnie jednak, jedyną drogą jest posiadanie znajomych w Szwecji bądź wycieczki. Aczkolwiek może to się zmienić, ponieważ LdB zostało wykupione przez spory koncern, który posiada też Sorayę i Deremikę, a te przecież mamy na rynku polskim ;)


Najbardziej tęskniłam właśnie za dezodorantem w kulce z sokiem z aloesu. A dostałam trzy w różnych zapachach :). Uwielbiam efekt mięciutkiej skóry jaki dają i zapachy - po prostu cudowne! No i tak jak po polskich kulkach często swędzi mnie skóra pod pachami, tak te nigdy nie wywołały takiego efektu. Nie zawierają alkoholu i nie zostawiają plam na ubraniach. Skład mają krótki, w którym niestety znajduje się też aluminium. Jednak z uwagi na inne właściwości jestem w stanie to zaakceptować :)


A tutaj żel pod prysznic i dwa balsamy. Żel jest z masłem shea i ja naprawdę mam wrażenie że ono tam jest - skóra jest niesamowicie gładka po jego użyciu. Co do balsamów - jeszcze bardziej mnie ciekawią, ponieważ są z serii eko i są z tyłu oznaczone napisem "paraben free". Oprócz tego skład mają rzeczywiście bardzo naturalny. Jednak zostawię je na miesiące zimowe przede wszystkim dlatego, że zawierają kwasy i nie chcę potraktowanej nimi skóry wystawiać na słońce.


A tu jeszcze moje ukochane brzoskwiniowe żelki w cukrze ;D Podobno również do dostania w Polsce, jednak te mają swój niepowtarzalny smak, budzący wspomnienia ze skandynawskich podróży ;)



Szyte bransoletki

Ostatnio mam jakąś fazę na duże bransolety :) Znudziły mi się drobne i łańcuszkowe, teraz chcę żeby było widać z daleka mój nadgarstek :D (Dlatego chodzi za mną zegarek w stylu męskim, na dużej, srebrnej bransolecie... <3). Ale na razie ja nie o tym ;)

Dwie poniższe wykonane z tkanin, wymagały szycia ;)
Granatowa wykonana jest bardzo prostym sposobem - wycięłam z butelki po wodzie mineralnej część, która tak akurat przechodzi przez mój nadgarstek i obszyłam to wzorzystą, niebieską tkaniną (podobno kolor nadchodzącej jesieni?)
Natomiast kremowa wymagała nieco więcej zachodu. Za bazę posłużyła mi szeroka guma, którą obszyłam materiałem. Kwiatki są na bazie pozwijanych odpowiednio i przyszytych kółek z tego samego materiału :)





Z historią

Jak powszechnie wiadomo - babciny strych to prawdziwy skarbiec ;) I ja ostatnio wygrzebałam stamtąd takie oto urocze maleństwo, które podbiło moje serce:






W pierwszej chwili chciałam wykorzystać ten koszyczek zgodnie z przeznaczeniem, czyli na akcesoria do szycia. Ale już w kolejnej zdecydowałam, że dużo lepiej się sprawdzi do przechowywania biżuterii i akcesoriów do włosów, z tej prostej przyczyny że wreszcie ograniczy moje zbieractwo w tej dziedzinie i ewentualnie z czasem będę tylko zmieniała asortyment. Jednocześnie zamierzam się pozbyć całej szafki takich pierdółek, którą zdążyłam uzbierać. I tak większości nie noszę, a to czego używam zmieści się w tym pudełeczku :)


Oczywiście maleństwo wymagało porządnego odczyszczenia wodą z mydłem, a potem rozpuszczalnikiem. Brakowało mu też śrubek i trzeba było nasmarować te przesuwane ramiona, żeby wszystko się gładko otwierało :)

Takie przedmioty wymagają naszej uwagi i pracy, ale dla mnie największą wartością jest to, że związana jest z nimi jakaś historia. Ten akurat koszyczek dostała moja mama będąc małą dziewczynką. Przywędrował z Bytomia, od nieżyjącej od dawna, ciepło wspominanej cioci Ewy. Według mnie świadomość jego historii jest szczególnie cenna i przez to zasługuje na troskę i drugą szansę ;)

Tęsknię za zimą

Chciałabym żeby już nastał ten sezon jesienno-zimowy. Za cieplejszymi porami roku nie przepadam. Z tej tęsknoty zainspirowałam się sweterkowymi bransoletami:


A wieczorem, na koniec dnia, zapragnęłam nieco zimowej atmosfery :)


Zapach, kolor, smak

Przedstawiam trzy swoje nowe nabytki w kategoriach zapach, kolor i smak ;)
Zapach w ramach nagrody za bycie przyjętą na drugi kierunek jest So Lovely, Elode.


Nuta głowy: bergamotka, jabłko, gruszka
Nuta serca: magnolia, wiciokrzew
Nuta bazy: drzewo sandałowe, piżmo


Bardzo mi się podobają! Przede wszystkim zapach, w którym ja bardzo silnie wyczuwam brzoskwinię (ciekawe... w składzie brak...). W drugiej kolejności cała estetyczna oprawa, która mimo że bardzo słodka, ma swój jakiś urok. No i fajna cena ;) 19,99 zł za 100 ml :) Oczywiście woda perfumowana, a nie perfumy, ale zawsze coś :) Ja mam jakąś dziwną słabość do takich tanich, szybkolotnych pachnidełek XD


Nabytkiem z kilku ostatnich dni jest też prezentowany kolor, czyli lakier Miss Sporty nr 452 z serii Clubbing Colours Quickdry. Taki zgaszony pomarańcz z kroplą różu :) Bardzo ładny kolor, ale tylko w świetle dziennym. Przy sztucznym robi się w denerwujący sposób pomarańczowy... Uwielbiam jego pędzelek <3 szeroki, płaski, zaokrąglony. Ma całkiem fajną konsystencję, nie za gęsty nie za rzadki. Ale to cecha każdego lakieru z tej firmy. Ładnie napigmentowany. Jakbym się postarała, jedna warstwa by wystarczyła ;) No i przystępna cena! Zaledwie 5,49 zł :)


Na koniec coś na smak, na co ochotę miałam już od dawna, a co ostatecznie kupiłam pod wpływem promocji w Rossmanie za 7,69 zł. Caluteńki litr płynu do kąpieli Luksja Choco&Orange <3. Ja po prostu uwielbiam to połączenie zapachowe... Podobnie ubóstwiam zapach Original Source Chocolate&Orange.


Muszę wreszcie przestać kupować wszelkie płyny do kąpieli, żele pod prysznic i tym podobne, bo mój zapas obecnie pozwala mi na 3 kąpiele dziennie do 40 roku życia...

TAG: Bez czego nie zasnę, czyli co trzymam obok łóżka...

TAG dość stary, bo z kwietnia, ale bardzo mi się spodobał! :) Dlatego nie będę się zrażała upływającym czasem ;)





Zasady:

1. Napisz kto Cię otagował i opublikuj zasady zabawy.

2. Wymień rzeczy, które zawsze znajdują się obok Twojego łóżka, np na szafce nocnej. Jeśli chcesz, możesz także zamieścić zdjęcia.
3. Zaproś do zabawy 5 lub więcej innych blogerek. 



Skorzystałam z otwartego zaproszenia Nissiax83 ;)

A to jest mój stolik przy łóżku:


Stoliczek niemały, ja zdaję sobie sprawę ;) Ale po prostu potrzebuję wielu rzeczy i moje życie zwykle toczy się gdzieś w okolicach łóżka, więc to po prostu rozwiązanie praktyczne. Mój pierwszy zakupiony mebel :D Aczkolwiek jak widać, wymaga renowacji, o czym za jakiś czas ;)

Co do zawartości - najważniejsze to komputer ;) Moja kochana Beatka zawsze musi być pod ręką. Po drugie telefon i kalendarz, naturalnie w towarzystwie pióra od M. Ja nie żyję jeżeli nie planuję i nie mam porządku w czasie najbliższego tygodnia! Niezbędny jest kremik Nivea - na moją kapryśną skórę wokół ust. W tle krem Joanna czekoladowy do rąk. Wszystko fajnie, ale czekoladą to on na pewno nie pachnie... Książki, bo zdarza mi się czytać. A słuchawki żeby się odciąć od hałaśliwego świata ;) Chusteczki w razie ataku alergii i aparat w razie ataku weny twórczej. Kilka świeczek, bo wieczorem klimat to podstawa ;)!

Niby stoliczek duży, ale nie tak dużo na nim ;)
Taguję wszystkich, którzy mają ochotę na odgrzewany kotlet :D


Skórki

Czy wspominałam już o tym, jak bardzo uwielbiam skórzane kurteczki ;>? Fakt, że w tym sezonie to dość częsty i modny ciuszek dodatkowo podkreśla moją miłość do tego typu wdzianek.
W tym roku dostałam dwie przecudne ślicznotki z tego rodzaju, które po prostu uwielbiam, szczególnie tą czarną, z asymetrycznym zamkiem, wykonaną z prawdziwej skóry :) I obowiązkowo - miętowa chustka ;)


Zdecydowanie taka czarna skórka to jedna z podstawowych rzeczy w mojej szafie :). Jako, że mam tą nową, stara wędruje na Allegro :). Więc jeżeli ktoś ma ochotę klik!

Zapach do szafy

Uwielbiam kiedy świeżo wyjęte z szafy ubrania pachną :)
Ale nie specjalnie mam ochotę wydawać pieniądze na jakieś substancje zapachowe do szafy, które przy okazji z naturą mają niewiele wspólnego.
Zamiast tego, wolę zająć się tym sama ;)

Potrzebnych jest niewiele rzeczy. Trochę materiału na woreczek, jakaś "substancja" zapachowa i wstążeczka. No i chwilka czasu ;)


Ledwo zdążyłam zebrać trochę kwiatów jaśminowca zanim przekwitł :) Do szafy nada się idealnie! Generalnie rzecz biorąc, nada się wszystko co ma jakiś bardziej intensywny zapach :) Fajnie sprawdzą się płatki dzikiej róży, konwalie (uwaga! trujące!) albo bez.

A tutaj mam w słoiczku trochę suszonej lawendy. Natomiast herbata genialnie wchłania wszelkie niepożądane zapachy. Dodatkowo można ją skropić ulubionym olejkiem zapachowym (spożywczym albo takim do kominka).


A tu już efekt całej zabawy :)


Pasta migdałowa

Na życzenie Kasi i z dedykacją dla jej buzi - pasta migdałowa ;)
Inspiracją do takiego typu oczyszczania cery był dla mnie post na blogu Aliny Rose, który można przeczytać tutaj.

Stosuję ja w sumie niedługo, bo dopiero od tygodnia. Jednak efekty widoczne są w moim przypadku od zaraz. Tak jak moja cera nie cierpi olejowej metody oczyszczania, od razu się zapycha, czerwieni, wypryskuje i tupie przysłowiową nóżką, tak migdałową pastę przyjęła z otwartymi ramionami.
Przede wszystkim zakochałam się w czystych porach. Momentalnie zniknęły wszystkie czarne kropeczki na nosie, czole i brodzie. Dosłownie po pierwszym użyciu widać było ogromną różnicę na plus!
Zaskoczona byłam tym bardziej dlatego, że wcześniej zdarzało się, że kosmetyki z dodatkiem migdałów mnie uczulały. Dodatkowym plusem pasty jest to, że wytrzyma w lodówce nawet 2-3 tygodnie :)

Trzon pasty jest identyczny - migdały. Przy czym ja z moich zdjęłam skórkę, parząc je we wrzątku. Zawsze mam obawy, że chemiczne suszenie pozostawia swoje ślady w tej powłoczce. A następnie rozdrobniłam je trochę, żeby ułatwić sobie dalsze zabiegi.


Potem użyłam blendera w mikserze, żeby zrobić z nich mus. Dodałam trochę oliwy z oliwek i nieco wiórków kokosowych dla wzbogacenia zapachu. I już ;)! Wychodzę z założenia, że najlepszy kosmetyk to taki możliwie najprostszy. W moim przypadku sprawdziło się świetnie :)

Jest bardzo prosta w użyciu - wystarczy grudkę pasty rozrobić z paroma kroplami wody w stulonej dłoni, a potem wmasować w twarz, delikatnie przyciskając w kłopotliwych rejonach - czyli w moim wypadku na nosie, dolnej części czoła i brodzie :)



Oczywiście nie wykluczam, że do ładnej cery, którą można obserwować w poprzednim poście przyczyniła się na pewno zdrowa dieta i naturalna pielęgnacja.
Włączyłam do diety herbatkę z bratka, raz dziennie filiżanka naparu :). Dostępny w każdej aptece, niezastąpiony przy cerze trądzikowej. Odstawiłam żółty ser, ketchup, majonez, wszelkie fast foody, które teraz spożywam raczej okazyjnie, wcinam sporo warzyw i owoców, nie zrezygnowałam ze słodyczy ale je stanowczo ograniczyłam. Omijam szerokim łukiem od zawsze praktycznie wszelkie gotowe proszki, zupki, przyprawy - samo zło! Plus mam coraz większą obsesję na punkcie żywności i kosmetyków pozbawionych szkodliwych substancji, więc czytam wszystkie etykietki i pilnie uczę się kosmetycznej łaciny ;). W przypadku żywności z całego serca polecam program Wiem, co jem, dostępny chociażby na tvnplayer.pl.

Co ważne, zrezygnowałam z picia mleka i mocno ograniczyłam przetwory mleczne. Polecam spróbować tego, ponieważ w moim wypadku zmiana zaszła w ciągu jednego dnia! Mój organizm po prostu hormonów z mleka, które docelowo przeznaczone są dla cielaczka, nie lubi i powodują one zaburzenia, objawiające się na twarzy. Niestety, mleko jest dobre dla człowieka tylko do pewnego wieku :). Natomiast o stosowaniu go zewnętrznie polecam przeczytać ponownie u Aliny (moje guru w dziedzinie pielęgnacji naturalnej) klik!

Pod moim parasolem

Wreszcie moje małe dzieło jest skończone ;)


A tu zestawienie poszczególnych wzorów, bo każda z 8 części ma zupełnie inne zdobienia ;)


W zasadzie sprawa ze stworzeniem takiego parasola jest bardzo prosta. Oto co było mi potrzebne:
;

Tak parasol prezentował się przed całą zabawą :)
Według mnie dość nudno :P


A potem przystąpiłam do pracy ;)
Tamborek był całkiem pomocny przy napinaniu materiału.


Ja osobiście jestem zachwycona osiągniętym efektem :). O coś takiego dokładnie mi chodziło. Użyłam najtańszych na rynku, a przy okazji świetnej jakości farb firmy Profil - białej i srebrnej, choć tej drugiej za bardzo nie widać na zdjęciach, natomiast przepięknie błyszczy się w słońcu. Należy też pamiętać, że po pomalowaniu farby wysychają 24 godziny, a potem trzeba je zaprasować w temp. powyżej 150 stopni.

Tworzenie tej wyłącznie mojej, niepowtarzalnej parasolki sprawiło mi przeogromną radość :) Prędko nie zaprzestanę tego procederu ;) Teraz tylko czekam na deszcz żeby przetestować wytrzymałość farb. Jak na złość po całym dniu burz się wypogodziło, akurat jak skończyłam prasować...

Sól, muszelki i fantazja

Deszczowa, chłodna pogoda to najlepsza możliwa aura dla twórczości własnej ;)
Masa solna wydała mi się dzisiaj bardzo inspirująca.


Metoda tania, szybka i prosta. Bez większych kombinacji zmieszałam mąkę i sól w proporcji 1:1 i dodawałam wodę aż uzyskałam odpowiednią konsystencję masy.
No i zaczęłam się bawić ;)


Do pomocy wzięłam sobie koronki, muszelki i podgrzewacze. 
Efekt odciśniętej koronki niesamowicie mi się podoba. Ale niestety, nie polecam w przypadku masy solnej. Po wypieczeniu deseń praktycznie zniknął. Muszę poeksperymentować z innymi tworzywami ;)


A potem dużo kleiłam i suszyłam w piekarniku (temp. ok. 60-70 st.).


Wykorzystałam więc wszystkie kurzące się w pudełkach muszelki. Oczywiście w piekarniku suszyłam świeczniki bez świeczek i perełek, które są plastikowe i zwyczajnie by się stopiły. Po wszystkim, muszelki dostały powłoczkę z bezbarwnego lakieru, co by się pięknie błyszczały i miały mocniejsze kolory. Perełki dokleiłam.

Niesamowicie podoba mi się efekt jaki w tym wypadku daje masa solna - wg mnie doskonale imituje plażowy piasek. Co prawda nad morzem w tym roku nie byłam, ale stworzyłam sobie nieco tego klimatu w domu ;)

Dwa małe a cieszą

Kilka dni na wakacyjnym wyjeździe z M. zdecydowanie było mi potrzebnych. Nie wiem co ja bym bez niego zrobiła ;) :*. Dzisiaj na szybko dwa drobiazgi które ostatnio nabyłam, a które mnie bardzo uszczęśliwiły :)

Pierwszy to kolczyki z Accessories (często dostępne w Rossmanach i CCC :) na które czaiłam się już naprawdę, naprawdę długo. Wreszcie się na nie zdecydowałam i jestem bardzo szczęśliwa, bo są śliczne i nie alergizują! Co w moim wypadku graniczy z cudem ;)


A tutaj cudo, które znalazłam w Kauflandzie. Polecam tam zajrzeć, bo można się mile zaskoczyć wyprzedażami jak w moim wypadku.


Kupiłam je za 4,99 zł. To nie żart, a przecinek jest w dobrym miejscu ;)

Zalety lata

Uwielbiam zimę i w momencie, gdy nadchodzi wiosna a potem lato, nie jestem zbyt szczęśliwa. Natomiast doceniam kilka niewątpliwych zalet cieplejszych miesięcy roku ;)
Należą do nich przede wszystkim warzywa i owoce sezonowe. Wtedy żywię się wyłącznie nimi, a mam dostęp do rarytasów z uprawy ekologicznej moich rodziców :)



A tu jeszcze taka moja wczorajsza zabawa zainspirowana filmem youtuberki Modowe DIY:


Na wieszaku może i nie wygląda za specjalnie, ale w rzeczywistości prezentuje się naprawdę świetnie :) Polecam tą szybką i prostą metodę na transformację starych, nudnych podkoszulków w coś nowego ;)