Pasta migdałowa

Na życzenie Kasi i z dedykacją dla jej buzi - pasta migdałowa ;)
Inspiracją do takiego typu oczyszczania cery był dla mnie post na blogu Aliny Rose, który można przeczytać tutaj.

Stosuję ja w sumie niedługo, bo dopiero od tygodnia. Jednak efekty widoczne są w moim przypadku od zaraz. Tak jak moja cera nie cierpi olejowej metody oczyszczania, od razu się zapycha, czerwieni, wypryskuje i tupie przysłowiową nóżką, tak migdałową pastę przyjęła z otwartymi ramionami.
Przede wszystkim zakochałam się w czystych porach. Momentalnie zniknęły wszystkie czarne kropeczki na nosie, czole i brodzie. Dosłownie po pierwszym użyciu widać było ogromną różnicę na plus!
Zaskoczona byłam tym bardziej dlatego, że wcześniej zdarzało się, że kosmetyki z dodatkiem migdałów mnie uczulały. Dodatkowym plusem pasty jest to, że wytrzyma w lodówce nawet 2-3 tygodnie :)

Trzon pasty jest identyczny - migdały. Przy czym ja z moich zdjęłam skórkę, parząc je we wrzątku. Zawsze mam obawy, że chemiczne suszenie pozostawia swoje ślady w tej powłoczce. A następnie rozdrobniłam je trochę, żeby ułatwić sobie dalsze zabiegi.


Potem użyłam blendera w mikserze, żeby zrobić z nich mus. Dodałam trochę oliwy z oliwek i nieco wiórków kokosowych dla wzbogacenia zapachu. I już ;)! Wychodzę z założenia, że najlepszy kosmetyk to taki możliwie najprostszy. W moim przypadku sprawdziło się świetnie :)

Jest bardzo prosta w użyciu - wystarczy grudkę pasty rozrobić z paroma kroplami wody w stulonej dłoni, a potem wmasować w twarz, delikatnie przyciskając w kłopotliwych rejonach - czyli w moim wypadku na nosie, dolnej części czoła i brodzie :)



Oczywiście nie wykluczam, że do ładnej cery, którą można obserwować w poprzednim poście przyczyniła się na pewno zdrowa dieta i naturalna pielęgnacja.
Włączyłam do diety herbatkę z bratka, raz dziennie filiżanka naparu :). Dostępny w każdej aptece, niezastąpiony przy cerze trądzikowej. Odstawiłam żółty ser, ketchup, majonez, wszelkie fast foody, które teraz spożywam raczej okazyjnie, wcinam sporo warzyw i owoców, nie zrezygnowałam ze słodyczy ale je stanowczo ograniczyłam. Omijam szerokim łukiem od zawsze praktycznie wszelkie gotowe proszki, zupki, przyprawy - samo zło! Plus mam coraz większą obsesję na punkcie żywności i kosmetyków pozbawionych szkodliwych substancji, więc czytam wszystkie etykietki i pilnie uczę się kosmetycznej łaciny ;). W przypadku żywności z całego serca polecam program Wiem, co jem, dostępny chociażby na tvnplayer.pl.

Co ważne, zrezygnowałam z picia mleka i mocno ograniczyłam przetwory mleczne. Polecam spróbować tego, ponieważ w moim wypadku zmiana zaszła w ciągu jednego dnia! Mój organizm po prostu hormonów z mleka, które docelowo przeznaczone są dla cielaczka, nie lubi i powodują one zaburzenia, objawiające się na twarzy. Niestety, mleko jest dobre dla człowieka tylko do pewnego wieku :). Natomiast o stosowaniu go zewnętrznie polecam przeczytać ponownie u Aliny (moje guru w dziedzinie pielęgnacji naturalnej) klik!