Delilah

Przyznam że początkowo nie wiązałam wielkich nadziei z jej kawałkami. Zauroczyłam się dopiero chwilkę później. Bo Delilah wymaga dla swoich piosenek chwili uwagi i ciszy. Najlepiej tak cudownie deszczowego i cichego dnia jak dzisiaj. Jednak jak wszystko, ma też swoją ciemną stronę...

Zachwyciły mnie dwie rzeczy, aczkolwiek znajduję jeszcze kilka zalet w jej albumie.
Przede wszystkim głos. Charakterystyczna, delikatnie zachrypnięta, ale bardzo ciepła barwa o dość szerokiej skali od niskich do bardzo wysokich tonów. A przy okazji ta dziewczyna wie, jaki użytek może zrobić ze swojego głosu ;). Bardzo zręcznie nim operuje dostosowując efekty do linii melodycznej i tekstu, nadając wszystkiemu odpowiedni nastrój. Pod tym względem wydaje mi się być najlepsza "Inside my love". Polecam słuchanie jej w dobrych słuchawkach, dość głośno, żeby wychwycić wszystkie niuanse.



Przy okazji można rzucić okiem na interesujący teledysk. Dość zmysłowy, ale nie przesadzony moim zdaniem. Sama piosenka jest przykładem świetnego budowania napięcia w muzyce. Narasta ono bardzo powoli ale zauważalnie.
Wracając do samej Dilalah, wydała właśnie swój pierwszy solowy album From the roots up. Denerwuje mnie to, że jak na razie niewiele o tym albumie wiadomo. Lubię znać historie piosenek, tytułów, tekstów. Pozwala mi to lepiej zrozumieć to co słyszę.

Jeżeli chodzi o drugą zaletę, jest nią zdecydowanie bas. Ja po prostu mam obsesję na punkcie mocnego "dołu" piosenek. Każda, która ma porządnie opracowane niskie tony od razu wędruje na aktualną playlistę.

Podbiła moje serce piosenką I can feel you. Z tej prostej przyczyny, że prócz mocnych basów, uwielbiam naturalne, klasyczne instrumenty (małe zboczenie zawodowe). I nic nie poradzę na to, że słysząc ten głos na tle fortepianu czuję się rozpłynięta ;). Trochę mam tu skojarzenia z Adele, ale bardzo dalekie. I znowu! Nic nie wiem na temat tej piosenki, której tekst jest bardzo intrygujący.



Przy piosence "21" miałam już dużo silniejsze skojarzenia z Adele i jej albumem w tym tytule, aczkolwiek sama piosenka ze względu na tekst jest bardzo depresyjna. Podoba mi się w niej gra basu i zwielokrotnionego głosu Delilah. Owszem, zdaję sobie sprawę, że to wszystko robota dźwiękowców i ich sprzętu w studiu nagrań. Ale kto powiedział, że oni artystami nie są ;)? Ja oceniam efekt, nie środki.

Mam z tym albumem jeden poważny problem - Delilah naczytała się Fifty Shades of Grey i kolejnych części trylogii. Ja właśnie kończę trzeci tom i o czym napiszę pewnie za niedługo, nie cierpię tego światowego bestsellera. Więc kiedy widzę kolejne piosenki, mocno nawiązujące do treści książki ("Go", "So irate", "Disrespect", "Insecure", "Cinnababy"), robi mi się po prostu niedobrze. I psuje mi to cały efekt! Bo nawet piosenki, które nie przejawiają oczywistych konotacji, są dla mnie teraz "skażone".

Na razie słucham sobie trzech kawałków, które najmniej pachną mi Mr. Grey'em. I cały czas się waham - zostawić to z powodu treści czy starać się to zignorować na rzecz wartości estetycznych?