Historia rogalika

Nic nie poradzę na to, że tak już mam - fascynują mnie historię rzeczy błahych i codziennych. W tym wypadku, piekąc dzisiaj po południu rogaliki z mamą zaczęłam się zastanawiać nad historią rogalika.

Pierwsze wzmianki o czymś co mogło być prototypem znanych nam dzisiaj rogalików pochodzą z głębokiego, pogańskiego średniowiecza, gdy to plemiona słowiańskie wypiekały nadziewane bułeczki, zawijając ciasto w kształt wolego rogu, co dość mocno przypomina rogalika.
Potem rogale płynnie wkroczyły w średniowiecze mniej ciemne, bo opromienione blaskiem chrześcijaństwa i rozsiadły się na stołach ucztujących rycerzy. Konkretnie, to szybciutko podrzucono je św. Marcinowi i zamiast wolich rogów zinterpretowano jako porzuconą podkowę. Oczywiście mowa tu cały czas o wypiekach produkowanych na zakwasie, ponieważ większość pieczywa z tego obszaru Europy ma to do siebie, że wyrasta.
Następnie rogalik się rozleniwił i aż do bitwy pod Wiedniem nie wychylał się zbytnio. W końcu w 1683 roku wziął się w garść i dopasował do panującego klimatu politycznego. Mianowicie, wygodny jest jego kształt, który przypomina księżyc i stał się doskonałą pamiątką zwycięstwa nad turkami. Doskonale spisał się również jako dodatek do debiutującej na salonach tureckiej kawy, którą sprytny szpieg Jerzy Kulczycki osłodził miodem i okrasił śmietaną, żeby się europejczykom nie kojarzyła tak bardzo z szatanem, heretykami i Turcją. W związku z tą historią serdecznie polecam artykuł Juliusza Sabaka, z września zeszłego roku, na temat bitwy pod Wiedniem w 1683 r., do przeczytania tutaj.


Inna wersja wydarzeń mówi, że owszem, rogaliki stały się popularne w czasie po zakończonym oblężeniu Wiednia, jednakże są wynalazkiem... węgierskim. Jak by jednak nie było, swoją szybką karierę rogalik rozpoczął w drugiej połowie XVII wieku.
Tak bardzo się wiedeń rozsmakował w kawie i rogalikach, że zrobił z tego zestawu swój towar eksportowy. I tak oto kawiarnie w stylu wiedeńskim rozpełzły się po Europie. Jedną z nich założył w Paryżu August Zang i w przeobraził znane nam rogaliki w croissanty, okraszając je jednocześnie francuską nazwą. Jego przepis datowany jest na 1839 rok.



Średniowiecze lubi wracać jak czkawka i odbijać się po Europie. Dlatego też w 1891 r. w Poznaniu znowu wywleczono z zaświatów św. Marcina i jego nieszczęsną zgubioną przez konia (wredna szkapa!) podkowę. Zwyczajem janosikowym - bogatsi rogale zaczęli kupować, a biedniejsi dostawać od cukierników za darmo. Rogal Marciński przetrwał do dzisiaj, a ten typ jest bardzo specyficzny - z ciasta francuskiego, z precyzyjnie określoną recepturą na nadzienie na bazie białego maku.


Współcześnie znanych jest mnóstwo różnych przepisów na rogale i stosuje się dowolne receptury i nadzienia. Ja chyba najbardziej lubię te lukrowane, ze śliwkowymi powidłami. Dokładnie tak jak na zdjęciach ;)