Dlaczego nienawidzę Mr Greya

Ten post jest niejako rozprawieniem się z moimi demonami. Zbierałam się do tego bardzo długo, a przeczytanie tej trylogii było moją małą, prywatną wojną. Czuję pewną ulgę mogąc tym tekstem podsumować swoje zmagania i mam nadzieję nigdy więcej do tych rozmyślań nie wracać.

Po tym enigmatycznym wstępnie przejdę do konkretów. Zamierzam opisać swoje odczucia względem światowego bestsellera, trylogii "Fifty Shades", w skład której wchodzą tytułu "Fifty shades of Grey", "Fifty shades Darker" oraz "Fifty shades Freed". Postaram się krótko zwięźle i na temat wyrazić swoją odrazę.

Zacznę może od tego, że moje podejście do książki było bardzo pozytywne. Byłam zaciekawiona, wiązałam z nią naprawdę wielkie nadzieje. Po entuzjastycznych opiniach w internecie spodziewałam się, że trylogia okaże się pozycją interesującą, wręcz podręcznikiem wszelkich odcieni erotyki. Otworzy przede mną nowe, nieznane rejony, pozwoli zaspokoić ciekawość. A jak wiadomo, ciekawość w tej dziedzinie jest ogromna, szczególnie gdy ma się 20 lat.

Okazało się, że musiałam się zmierzyć z największym literackim wyzwaniem w swoim krótkim życiu. Wykreowane przez E L James postaci oraz fabuła stały się dla mnie ogromnym obciążeniem psychicznym. Nie należę do osób o słabych nerwach. Ale nie spodziewałam się też, że okażę się tak wrażliwa na tą treść. Ataki lęku, koszmary senne i ciągłe uczucie zagrożenia. To wszystko towarzyszyło mi podczas czytania. A co najgorsze, nie mogłam tego przezwyciężyć dopóki nie przebrnęłam przez całość.

Nienawidzę Mr Greya. Po przeczytaniu całości stał się dla mnie symbolem tego wszystkiego, czym mężczyzna, a w zasadzie partner nie powinien być. I w nosie mam tak naprawdę jego trudne dzieciństwo i fakt, że taki po prostu jest.

Jak dotąd mało konkretów. Bo co tak naprawdę najbardziej przeraziło mnie w tym wszystkim? Sposób i podejście Mr Greya do młodej dziewczyny, Anastazji. Terror psychiczny, chęć dominacji i absolutnej kontroli względem kobiety była czymś, co mnie przytłaczało i odrzucało. Jest to dla mnie absolutne zaprzeczenie związku.
Po drugie - postrzeganie przez Mr Greya czułości i namiętności poprzez pryzmat lania pasem, smagania pejczem czy podwieszania pod sufitem... Naprawdę byłam otwarta na wiedzę na ten temat. Chciałam to wszystko poznać i zrozumieć. Bardzo chciałam mieć wgląd w ten styl życia. W tą ideologię. A teraz bardzo żałuję. Dochodzę do wniosku, że jest to coś czego nie jestem w stanie przełknąć i zaakceptować. Nie zamierzam nikomu tego zabraniać. Bez wątpienia istnieją ludzie, którym taki sposób wyrażania uczuć pasuje. Ale na pewno nie należę do tych osób.

Teraz będę się czepiała mniej szokujących rzeczy. Przede wszystkim, styl jakim jest to napisane. Może i nie mam takiego doświadczenia w tekstach oryginalnie w języku angielskim, ale nawet ja widzę jak infantylnie jest prowadzona ta powieść. Treść zdecydowanie dla dorosłych, styl zdecydowanie dla nastolatków. Ten zgrzyt absolutnie jest nie do przyjęcia w tym wypadku.
Dalej, przesadna fikcja literacka. To nie jest fantastyka, więc jeżeli prowadzi się fabułę w rzeczywistym świecie, trzeba się trzymać faktów. Mityczna wręcz scena utraty dziewictwa zakończona takimi fajerwerkami, że aż strach się bać z pewnością nie ma nic wspólnego z prawdziwym światem. No przykro mi bardzo, ale kwestie dopasowania, poznania się nawzajem parterów i porozumienia są poza pojęciem autorki. Szczerze jej współczuję - według mnie nigdy tego nie doświadczyła i dlatego nie potrafi dostrzec jak ważne są te rzeczy w związku.

Wywieranie presji psychicznej i tak de facto, zmuszanie Anastazji za pomocą rozmaitych chwytów psychologicznych, to coś obrzydliwego. Ale sama bohaterka również mnie irytuje. Bezwolna owieczka, szara i nijaka, praktycznie bez oporów poddająca się tyranowi. Nie zgadzam się z tym. Przykro mi, nie taka jest moja wizja świata i chociaż innym może ona pasować, ja tego nie kupuję.

Bardzo rzadko zdarza mi się mieć takie zdanie na temat książek. Ale tu będę nieprzejednana i żadne argumenty mnie nie przekonają. Pozostaje mi tylko cieszyć się, że M. jest zupełnie inny, a czytając te najbardziej drastyczne sceny, marzyłam żeby móc się w niego wtulić i upewnić, że istnieją jeszcze mężczyźni, którym czułość, troska i sztuka kompromisu nie są obce.
Nie polecam nikomu. Dziwię się milionom ludzi, którzy się tym pasjonują. Dla mnie to jedynie tania sensacja. Szokowanie dla samego szokowania nie jest sztuką, a wyłącznie robieniem pieniędzy w najbardziej prymitywny sposób.