Opróżnione: Styczeń 2013

Doszłam do wniosku, że takie podsumowania zużytych produktów klimacie "Projektu denko" mogą na dłuższą metę stać się użyteczne, być może nie tylko dla mnie. Dlatego chyba postaram się w miarę regularnie wprowadzić to do obiegu bloga ;)

Co prawda poniższych produktów nie zużyłam tylko i wyłącznie w ciągu miesiąca, ale po prostu zebrałam akurat to, co się skończyło :)


Pianka Lirene Design Your Style +20: najdłużej używana rzecz, bo z tego co pamiętam, skusiłam się na nią chyba w kwietniu zeszłego roku i od tamtego czasu dzielnie zmywała mój makijaż co wieczór. Jest naprawdę wydajna i pewnie za niedługo znowu ją kupię. Doskonale myje, co mnie zaskoczyło, nie szczypie w oczy i nie wysusza. 

Zmywacz Nailty z Biedronki: Niestety już niedostępny a szkoda, bo miał świetną cenę (ok. 3 zł) i bardzo ładny, karmelowy zapach. Zużywanie go zajęło mi jakieś pół roku (zmywanie co 3-4 dni) więc też całkiem ekonomiczny. Dobrze zmywał (nawet brokaty) i nie powodował żadnych uszkodzeń płytki, przynajmniej u mnie :)

Babydream Shampoo: dostępny w Rossmanie za ok. 4 zł. Największą jego zaletą jest brak SLSów i generalnie szkodliwych substancji. Myślę, że moje włosy były z niego bardzo zadowolone, ja po czasie nieco mniej. Po kilku myciach zaczął powodować, że moje włosy już podczas mycia robiły się tępe, szorstkie i skłonne do plątania się. Generalnie jestem bardzo za, ale na zmianę z jakimś innym szamponem :)

Original Source: Almond and Black Cherry (Winter edition): edycja limitowana żeli pod prysznic z zeszłego roku. Nie jestem pewna, czy ta linia była dostępna w Polsce, bo mój egzemplarz przyjechał z Anglii. Miał przecudowny zapach. I co rzadkie, zapach utrzymujący się na mojej skórze. Oprócz mycia nie wymagam od żeli niczego więcej więc nie oceniam kwestii wysuszania etc.

BeBeauty Odżywczy krem do rąk: Biedronkowa marka zawsze pod ręką. Aczkolwiek nie jestem pewna czy chcę ją znowu na ręce. Ładnie pachniał i nienachalnie nawilżał, ale miał w sobie efekt "klejenia" który mnie bardzo denerwuje. Niektóre balsamy i kremy tak mają. Aczkolwiek jak za tę cenę to nie ma co marudzić.

Maybelline Affinitone: to było moje drugie opakowanie, jestem w trakcie trzeciego. Zawsze kupuję je w Superpharmie w promocji (normalna cena to 24,99 zł chyba, a ja nigdy nie kupiłam drożej niż 18 zł). Mi wystarcza na naprawdę długo, coś ponad pół roku. Nakładam zawsze gąbeczką, ponieważ idealnie wtapia się w skórę. Niestety, najjaśniejszy odcień (03 Light sandbeige) jest dla mnie i tak leciutko za ciemny. Oczywiście 01 i 02 w Polsce niedostępne. Aczkolwiek jeszcze nie znalazłam podkładu, który by był tak jasny jak moja cera. Musiałby być chyba biały XD.

Fabulous Lash Miss Sporty: mój ideał jeżeli chodzi o maskary. Niska cena (9-10 zł), nie osypuje się i przetrzymuje wszelkie deszcze i śniegi. Podkręca, rozdziela i pogrubia. Przy dwóch warstwach daje efekt sztucznych rzęs. Nigdy mnie nie zawiódł i teraz trochę żałuję, że skusiłam się na coś innego, co nie jest równie dobre.