Maskara, Maszkara czy Masakra?

Skusiły mnie opinie i będąc w Naturze chwyciłam z szafy Essence maskarę Lash Mania, Ultra Volume Mascara. Zdradziwszy moją ulubioną Fabulous Lash, miałam nadzieję na coś co powali mnie na kolana. No i jak to w życiu bywa - lepiej pozostać wiernym swoim wybrańcom.



Na plus na pewno oceniam szczoteczkę. Taka jak lubię - duża, gęsta, zwężająca się na początku. Mam bardzo grzeczne rzęsy - odpowiednio długie, mocno podkręcone (często dolne i górne haczą mi się w zewnętrznym kąciku) i raczej gęste. Nie są jakieś niezwykle, ale całkiem przyzwoite, bardzo je lubię. Od maskary oczekuję, że je po prostu podkreśli. Natomiast ta delikwentka przede wszystkim je skleja. Trzeba się dość mocno namachać żeby nie mieć strąków. Nie podkreśla końcówek, które są jaśniejsze i należałoby je zabarwić. 


Owszem, 10 zł to nie majątek. Ale są maskary w tej cenie, które nie osypują się tak perfidnie. A to mnie bardzo irytuje, bo z Fabulous Lash się to nie zdarza. Nawet moje bazarkowe kolorowe maskary się nie osypują.


Przyznaje, że po dwóch tygodniach od otwarcia gdy trochę 'przeschła', jej konsystencja znacznie się poprawiła i teraz po kilku minutach pracy osiągam efekt, który mnie jako tako zadowala. Nie ma cudów, ale można spokojnie wyjść z domu.


Mimo wszystko, spodziewałam się więcej rezultatów i zmęczę ją do końca, ale raczej drugi raz się na nią nie rzucę. Wrócę do swojego ulubieńca, wręcz nie mogę się doczekać ;)