Wishlista, okres karencji i auto-prezent

Pisałam już na temat prezentów dla innych, a teraz czas na własne zachcianki. Jako, że pomarzyć zawsze można, hamować się nie zamierzam. A jak będzie z realizacją? Czas pokaże.


Zwykle każda zachcianka musi u mnie poczekać minimum 30 dni. Jest to okres karencji, który zalicza u mnie każdy przedmiot, który nie jest niezbędny do życia. Bywa, że ten czas się wydłuża, jeżeli dana rzecz jest w moim odczuciu bardzo droga. Dzięki temu, w wielu przypadkach okazuje się, że po tym upływie czasu szał na dany przedmiot mi minął i mogę spokojnie bez niego przeżyć, a pieniądze nie znikają z konta.

Brat mnie kiedyś wyśmiał, że wszystko co białe jest snobistyczne. Za cenę doznań estetycznych, jestem w stanie skazać się na taką łatkę (która z rzeczywistością nie ma nic wspólnego, co widać po moim braku przywiązania do marek). Jednak, co widać na powyżej załączonym obrazku, podoba mi się to co białe.

Zachorowałam na ceramiczny, biały zegarek na bransolecie typu męskiego. Przede wszystkim dlatego, że emaliowany zegarek mnie nie podrażni (uczulenie na nikiel) i występuje w białym kolorze, czyli wpasowuje się w moją fazę na białe dodatki.

Podejrzewam, że zegarek skończy jako auto-prezent. Zauważyłam, że nie tylko ja korzystam z tej instytucji, ale chyba tylko ja ją jakoś nazwałam. Otóż chodzi o prezenty, które każdy (powinien) robi(ć) sobie sam. W końcu ja wiem najlepiej czego chcę. I dużo łatwiej mi sobie wybaczyć pewne nabytki, jeżeli wrzucę je w kategorię prezentu dla siebie samej. A przecież siebie też muszę kochać i muszę o siebie dbać! Dla własnego zdrowia psychicznego.

Przyznam się, że o nowym komputerze myślę już kilka miesięcy i prędzej czy później sytuacja zmusi mnie do jego wymiany. Mój obecny Asus nie dość, że już nie jest najmłodszy i wykazuje oznaki zużycia, to niestety już nie nadąża za wymaganiami sprzętowymi. Co ciekawe, już poprzednio uparłam się na biały komputer, z tym że wersja czarna posiadała lepsze parametry, więc w efekcie dałam się namówić na czarny. Nie ma mowy, żeby się to powtórzyło. Dodatkowo, tym razem już zdecydowanie będzie to model w formacie 13 cali lub więcej. Obrabianie zdjęć i filmów na 10 calach to męczarnia...

Radzkę oglądam już od dobrych dwóch lat, a więc jej książka kusi mnie straszliwie. A odkąd okazało się, że jest dostępna również w wersji ebook i to taniej, tym bardziej obawiam się, że w końcu się złamię. Jednak w tym przypadku miałabym chyba mniejsze wyrzuty sumienia. W końcu chodzi o niezbędną do życia wiedzę na temat korzystnego ubierania się ;).

Z marzeniem o posiadaniu Scrabble mam pewien problem, ponieważ jest to marzenie powracające. Co jakiś czas dopada mnie faza na kupienie scrabbli, a więc wędrują na listę karencyjną, i po 30 dniach są wykreślane, bo chwilowa faza mi mija. Wizja wydania ponad 100 zł na grę, z której będę korzystała przy dobrych wiatrach dwa razy w miesiącu wydaje mi się lekką głupotą. Przy czym dla mnie to jest idealne rozwiązanie na wieczór ze znajomymi i dużo bardziej odpowiadająca mi forma spędzania wolnego czasu niż np. wyjście do klubu (co nie znaczy że to drugie mi się w ogóle nie zdarza ;).

Czytanie blogów ma swoje wady. Np. widzisz kolejną autorkę, która wydała świetną książkę, którą tak bardzo chcesz mieć, ale tak bardzo się gryziesz, że nie powinnaś wydawać na coś takiego. Tym razem chodzi o "Ziołowy Zakątek. Kosmetyki, które zrobisz w domu". A to już chodzi za mną od momentu wydania tej książki, ładnych parę miesięcy temu. 

Przy konstruowaniu tej wishlisty zaskoczyło mnie to, że nie wymyśliłam sobie nic kosmetycznego. Mam chyba lekki przesyt w tej dziedzinie, co moje sumienie i portfel przyjmują z ulgą. Może wreszcie pozużywam zapasy.


A jak jest z Wami?
Macie wishlisty?
Stosujecie auto-prezenty?