Czarne i zielone

Jeżeli chodzi o czarne, to się będę chwaliła ;)


Dostałam wczoraj to małe, czarne cudo, które zachwyca mnie zarówno swoim wnętrzem jak i powierzchownością. Specjalnie cały miesiąc nie kupowałam nowego czarnego eyelinera, bo wiedziałam, że to maleństwo jest w drodze. Spełniaczem mojego kolejnego małego marzenia jest oczywiście Mój M. :*

Tak z pierwszych wrażeń, to uwielbiam opakowanie. To matowe szkło i srebrna zakrętka są takie akurat - nieprzekombinowane, wygodne w użyciu, ale i estetyczne. Co do wnętrza... Pierwsze użycie bardzo przyjemne. Używam do niego pędzelka skośnego z Essence (znany i lubiany). Bardzo łatwo i przyjemnie się rozprowadza i dzisiaj wytrzymał bez problemu cały dzień. Zobaczymy jak będzie jutro ;)

A co do zielonego...


Taka zabawa łańcuszkiem i muliną :) Teraz marzy mi się druga wersja, z innym zestawem kolorystycznym, ale to może za parę dni, jak będę mogła pokazać do czego ów zestaw miałby pasować ;)
Patent bardzo prosty - zaplatanie warkoczyka z muliny, przy czym skrajny sznureczek przechodzi przez co drugie oczko. Splot musi być dość luźny żeby widać było wzór i łańcuszek się nie okręcał. Niestety całość wymaga kilku prób i błędów do opanowania techniki. Supełek na końcu zabezpieczyłam dodatkowo kropelką super glue, żeby się czasem nie rozwiązał.

A tutaj doskonały instruktarz i moja inspiracja do tej zabawy: