Czarna herbata, czarny bez i czarna noc

Sezon jesienno-zimowy jako mój ulubiony ma przede wszystkim zalety ;). A jego wady można przekuć w zalety. I tak też robię, szczególnie wieczorami, kiedy po całym dniu wracam do ciepłego mieszkania, do wygodnego łóżka i mogę z przyjemnością myśleć o tym, jak strasznie zimno jest za oknem, a jak cudownie czuję się wewnątrz.

Lubię podkreślać urok tych wieczorów czymś co smacznie się popija oglądając ulubiony serial. Ostatnio moim zestawem jest czarna herbata z czarnym bzem.


Czarna herbata, to oczywiście moja ukochana Lady Grey Twinings'a, którą regularnie dostarcza mi mój M. prosto z Anglii. Jako że jedna torebka wystarcza mi na 2-3 herbaty, to opakowanie zawierające sto sztuk spokojnie zaopatruje mnie na zimę.
Uwielbiam tę konkretną herbatę, ponieważ nie jest tak mocna jak Earl Grey, ale jest w smaku bardzo podobna. Dodatkowo zawiera kilka ciekawych aromatów, głównie cytrusy i bergamotkę. A to powoduje, że świetnie łączy się z delikatną, kwiatową goryczką czarnego bzu. Teraz korzystam akurat ze Szwedzkiej (czarny bez jest ich narodowym przysmakiem) galaretki. Mała łyżeczka na kubek w zupełności wystarczy. Mam jeszcze w zanadrzu całą litrową butelkę soku ;). O właściwościach czarnego bzu już pisałam tutaj, ale dopowiem jeszcze, że ma działanie oczyszczające względem organizmu i pomaga przy lekkich infekcjach. Lubię w nim to, że prócz dobrego smaku pomaga w utrzymaniu odporności, trochę jak kolorowe soki, które namiętnie pijałam wczesną jesienią.

Po takiej herbacie i takim dniu można już zrobić tylko i wyłącznie jedno: pójść spać.
Tak więc życzę wszystkim słodkich snów ^^
Dobranoc