Drożdże na twarz

Drożdże znane są z tego, że piecze się na nich świetne ciasta i używa do produkcji alkoholu. Ja natomiast twierdzę, że mają świetne działanie jeżeli chodzi o pielęgnację twarzy ;)

Mam cerę mieszaną, z wyraźną, tłustą strefą "T" i normalną wszędzie indziej. Dawniej borykałam się z mocną wersją trądziku młodzieńczego. W tej walce bardzo przydały mi się najzwyklejsze drożdże.


Słyszałam, że dobrze działają również od wewnątrz i poleca się je po prostu jeść. Ja jakoś nigdy za nimi nie przepadałam w tej wersji. Za to bardzo lubię stosować je jako maseczkę. Zwykle z odrobiną toniku i jakiegoś olejku, ląduje na twarzy w postaci gęstej papki, która po 15-20 minutach zasycha tworząc na twarzy rodzaj łuszczącej się powłoczki. Efektem jest bardzo przyjemna w dotyku, gładka i oczyszczona buzia, ale nie w brutalny sposób. Bardzo ładnie koi stany zapalne i świetnie się sprawdziła gdy parę dni temu wysypało mnie (ah te fazy księżyca...) na czole. 


Nie jest to jakaś nowa metoda, raczej sposób babciny ;). Jak to się dzieje że tak świetnie działają? Głównie przez spory ładunek witamin z grupy B, ale i witaminy E (eliksir młodości), D i H (biotyny). Zawierają przy okazji cynk, potas, magnez, fosfor, siarka, miedź, żelazo, selen i chrom. Tak więc sporo naprawdę fajnych substancji. Sposób łatwy, tani i przyjemny - a takie uwielbiam ;)