Ślaz dziki

Skłonność do używania w miarę możliwości naturalnych kosmetyków czy produktów spożywczych powoduje, że trafiam na coraz to ciekawsze i mniej znane surowce. W tym także suszony kwiat dzikiego ślazu.




Trafiłam na niego prawie, że przypadkiem - okazał się idealną rośliną do przydomowej uprawy, którą wykorzystują moi rodzice. Malwa czarna (inna nazwa tej samej rośliny), nie nadaje się do uprawy przemysłowej, przede wszystkim dlatego, że kwitnie partiami przez kilka miesięcy, mniej więcej od czerwca do października. Zbiera się ją ręcznie, co bywa uciążliwe - mnóstwo pszczół oraz krzewy dorastające do 2,5 m.




Jeżeli chodzi o zastosowanie, interesują mnie głównie dwa aspekty. Z pierwszym zaczekam do jesieni. Mianowicie doskonale sprawdza się przy infekcjach dróg oddechowych, stosowana w postaci naparu do nawilżanie błon śluzowych gardła i nosa. Ta sama funkcja sprawdza się doskonale w przypadku cery, szczególnie w stanach trądziku np. różowatego. Pokrywa cerę warstwą ochronną i redukuje odparowywanie wody. Pod jej wpływem cera staje się przyjemnie miękka, a stany zapalne są wyraźnie złagodzone. Świetnie się sprawdza przy ostatnich upałach i suchym powietrzu.


Oprócz przydomowej uprawy, ślaz dziki bez problemu można znaleźć w sklepach zielarskich. Przykładowym zastosowaniem może być mgiełka, którą prezentowałam na blogu jakiś czas temu. 
Myślę, że to dopiero początek przygody z malwą, i pojawi się tu jeszcze ;)