Leczenie gardła za 4 zł

Gardło to zdecydowanie mój słaby punkt. Z natury nadwrażliwe, zwykle pierwsze pada ofiarą ostatnio szerzących się infekcji. Musiałam więc uzbroić się w broń szybkiego reagowania.



Sposób jest babciny. Mianowicie chodzi o odkażanie gardła i wypłukiwanie z niego zarazków. Niestety, ale wczesna wiosna, wilgotna i o zmiennej temperaturze, to najlepszy okres dla infekcji.

Stosuję więc płukanki do gardła, dwie na zmianę co 30-40 min. Owszem, jest to sposób dość upierdliwy, bo trzeba biegać do łazienki i słabo się sprawdzi jeżeli trzeba jednocześnie iść do pracy czy na zajęcia. Tym razem na szczęście trafiło mnie w wolny dzień (miniony poniedziałek), ale bywało, że wykorzystywałam uczelniane toalety do wypłukiwania choroby z organizmu w ciągu dnia.

Pierwszą mieszanką jest przegotowana (w idealnej wersji ciepła) woda, ok. pół szklanki, z łyżką wody utlenionej (1 zł w aptece). Druga to parzona szałwia (również ciepła w idealnej wersji). W takich podbramkowych sytuacjach zużywam dwie torebki na pół litra wody. Opakowanie szałwii w aptece kosztuje ok. 3 zł. Istnieją oczywiście inne opcje jak np. roztwór soli z wodą. Jednak w tym przypadku prędzej zyskam bliższe spotkanie z muszlą niż zdrowie. Nie jest to wyjście dla mnie, ale nie twierdzę, że nie jest skuteczne.

Długo nie wierzyłam w skuteczność tego sposobu, aż pewnego razu nie miałam innego wyjścia - musiałam się wyleczyć. Sytuacja była o tyle poważna, że infekcja już dopadała struny głosowe. Uparłam się, ustawiłam minutnik na 30 min i płukałam. Wyleczyłam się w ciągu 2 dni. Od tamtego czasu, płukanka jest pierwszym krokiem leczenia gardła. 

Nie będę kłamać - nie działa w 100% przypadków. Ale w znakomitej większości daje rade. Poza tym, wolę jednak spróbować się wyleczyć sama zamiast wydawania fortuny na lekarza i niepozbawione skutków ubocznych leki.